“Mówię mu: Andrzej, siadaj na diwan (диван – ros. sofa), a ja idę zrobić herbatę. Wracam, a on siedzi na podłodze!” – opowiada ze śmiechem ukraińska kursantka.
Takie historie to klasyka gatunku, jeśli chodzi o językowe przygody moich rosyjskojęzycznych studentów.
Pierwsze tygodnie nauki polskiego to czas intensywnych odkryć. Podczas pracy z nową grupą szybko okazuje się, że więcej nas łączy niż dzieli, pod względem gramatyki, leksyki i mentalności. Jako narody mamy wspólne doświadczenia (jak zmiana systemu politycznego), kulturowe wzorce, a przy tym świetnie rozumiemy, po co nam deklinacje, koniugacje i tryby.
Równie szybko do głosu dochodzą tzw. fałszywi przyjaciele. Odkrywamy, że krawat (кровать – ros. łóżko), kawior (ковер – ros. wykładzina), dynia (дыня – ros. melon), czy pacan (пацан – ukr. chłopak) mogą oznaczać zupełnie co innego w zależności od szerokości geograficznej, a kolega z akademika mógłby się obrazić za nazwanie go Meksykańcem (мексиканец – ros. Meksykanin). Dowiadujemy się, że grzecznościowa forma “wy” nie budzi w Polakach najlepszych skojarzeń i że w oficjalnych sytuacjach zdecydowanie wolimy “Pana” i “Panią”.
Gramatyka na pierwszy rzut oka wydaje się prosta, logiczna i przede wszystkim – podobna. Jednak, jak to polska gramatyka, bywa podstępna i pełna zasadzek. Znajomość języka rosyjskiego, białoruskiego, czy ukraińskiego daje ogromną przewagę na starcie. Studenci intuicyjnie rozpoznają rodzaje gramatyczne obiektów (z kilkoma wyjątkami, jak problem, czy klasa), tworzą rozkazy, czy wybierają odpowiedni aspekt. Wiedzą, dlaczego końcówki wyrazów tak często się zmieniają (co bywa niepojęte np. dla anglojęzycznych nacji) i tworzą własne reguły ortograficzne poprzez porównania w rodzaju: “nasze r, wymienia się na wasze rz” (do czego zachęcam, bo takie samodzielnie odkryte zasady dają kursantom ogromną satysfakcję).
Jednak to, co w pewnych sytuacjach bywa atutem, w innych okazuje się pułapką. Podobieństwa między językami nieco rozleniwiają. Co jakiś czas pojawiają się nawet głosy, że “pilnowanie końcówek nie ma większego sensu, skoro komunikat został przekazany i zrozumiany przez kolegów w pracy”. Ten argument miewa się całkiem dobrze, aż do wybuchu paniki przed egzaminami. Lub do pierwszej, wielowątkowej historii w czasie przeszłym opowiadanej skonfundowanym Polakom.
Właśnie, czas przeszły. Wyrabianie w uczniach właściwych nawyków, dotyczących końcówek to nierówna walka. W językach naszych wschodnich sąsiadów osobę wskazuje zaimek, u nas – końcówka. Błędne konstrukcje w rodzaju “My pojechali do Włoch” zdarzają się nawet na zaawansowanych poziomach.
Czas przeszły to również nieszczęsny podział na “nich” i na “nie” (w językach wschodniosłowiańskich nie ma rozróżnienia na rodzaj męskoosobowy i niemęskoosobowy w liczbie mnogiej). “Dlaczego jeden samochód zaparkował, ale już dwa samochody zaparkowały? Przecież samochód jest rodzaju męskiego, a “ły” to damska końcówka!” – wyjaśnienie tej kwestii to pierwsze wyzwanie.
Warto uzbroić się w cierpliwość, bo końcówki męsko- i niemęskoosobowe są solidnie ugruntowane, dopiero w okolicach poziomu B1. Ale wtedy do gry wchodzą liczebnikowe dylematy w rodzaju: “Dlaczego dwaj mężczyźni weszli do baru, ale dwóch mężczyzn weszło do baru?”. I kolejny kryzys gotowy.
Pracując z Ukraińcami, Białorusinami i Rosjanami będziemy również walczyć z ich intuicyjnymi wyborami, takimi jak końcówka “u” w żeńskiej formie biernika (“mam siostru”), wschodnia konstrukcja “u mnie jest…”, zamiast naszego “mam”, niewłaściwe użycie przyimka (“jeździć na samochodzie”) albo pominięcie przyimka “pracuję inżynierem” (dobrze jest zilustrować realne znaczenie takiego sformułowania, żeby uświadomić grupie w czym rzecz).
Wyzwaniem dla nauczyciela jest zawsze szukanie balansu pomiędzy poprawianiem pomyłek, a zachęcaniem studentów do śmiałego wypowiadania się i otwartej komunikacji. Jeśli bowiem za mocno skoncentrujemy się na gramatyce, możemy zablokować kursantów, a jeśli położymy na nią zbyt mały nacisk – doprowadzimy do utrwalenia się złych nawyków.
W pracy z rosyjskojęzycznymi uczniami pojawia się też kilka typowych trudności w pisaniu, z którymi musimy sobie poradzić. Kursanci, posługujący się na co dzień cyrylicą regularnie mieszają “u” z “y”, stosują niewłaściwy zapis (np. litery “k”), a także zapominają, że nasze “e” nie zmiękcza automatycznie wymowy liter, które je poprzedzają. Stąd błędne zdania w rodzaju “Dasza studiue na uniwersytete”.
Intrygujące dla obu stron są zajęcia, związane z różnicami kulturowymi (np. z celebrowaniem uroczystości religijnych), frazeologią (np. polska teściowa może wtrącać swoje trzy grosze, a ukraińska aż pięć), czy slangiem. Relatywnie szybko możemy poruszać tematy, których omawianie z innymi grupami przychodzi na wyższych poziomach (polityka, historia, tradycje) oraz włączać do programu filmy, piosenki i inne materiały autentyczne.
To wszystko sprawia, że nauczanie języka polskiego w grupach rosyjskojęzycznych jest unikalnym doświadczeniem. Aby przynosiło właściwe efekty ważna jest świadomość mocnych stron studentów ze wschodu, jak również potencjalnych trudności, z którymi przyjdzie im się zmagać.